poniedziałek, 13 lipca 2015

Jo Nesbo, Człowiek nietoperz

Harry Holy, policjant z Norwegii jedzie do Australii znaleźć mordercę Inger Holter, również Norweżki. Poznaje tam (i wdaje się w romans z nią) uroczą Szwedkę Birgittę, zaprzyjaźnia z policjantem Aborygenem Andrew i zalicza pijacki rajd w knajpach Sydney. Szybko okazuje się, że morderstwo jest kolejnym z wielu podobnych, a zabójca nie ma zamiaru nikogo oszczędzić.
I to nie dlatego, że Aborygeni, cyrkowcy i klowni-geje są mi kompletnie obcy, choć są. I nawet nie dlatego, że nie trafiają do mnie książki i filmy dziejące się w dwóch środowiskach - bokserów i wojskowych. Tu akurat są bokserzy. Jest w tej książce coś, przez co czyta się ją ciężko. Być może to policjanci opowiadający sobie w pubie przy piwie rzewne opowieści Aborygenów[1] albo maniera mówienia głównych bohaterów.

Przykład.
- A jeśli nie uda ci się odepchnąć tego strachu?
- Nie chodzi o wyrzucenie go, tylko zepchnięcie gdzieś na bok. On musi tam być, niczym ostry, wyraźny ton, jak dotyk zimnej wody na skórze.[...] A potem strach miesza się z krwią i czyni cię szczęśliwym i silnym. Jeśli zamkniesz oczy, zobaczysz go pod postacią pięknego jadowitego węża, który spogląda na ciebie swoim wężowym wzrokiem.
Serio? Tak rozmawiają faceci? Być może znam za mało norweskich policjantów i Aborygenów. W każdym razie czuję lekkie rozczarowanie, nie rozumiem fenomenu Nesbo i nie mam potrzeby sięgnięcia po kolejne tomy.

[1] Wyobrażamy sobie teraz obcokrajowca w Polsce, któremu tubylcy za każdym razem opowiadają a to o Wandzie, co nie chciała Niemca, a to o Warsie i Sawie, wszystko w bardzo sentymentalnym tonie.

2 komentarze:

  1. Akurat "Człowiek nietoperz" jest najsłabszy z tego wszystkiego, niereprezentatywny. Jeśli już Nesbo, to warto zacząć od sześciopaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak mówisz, to dam mu jeszcze jedną szansę za jakiś czas.

      Usuń