Papierowy przewodnik po znanym mieście z setkami atrakcji służy wyłącznie do tego, by zobaczyć, czego nie da się odwiedzić. Planów zresztą nie mieliśmy wielkich, przy dwójce dzieci, w tym jednym mocno małym, trzeba zakładać plan minimum, czyli pochodzimy, popatrzymy, może gdzieś się uda wejść. Wejśc się nie udało, dzieciom raczej muzea ze sztuką nie podchodzą, a sama nie mogłam.
Stare miasto jest śliczne, kanały, uliczki, kamieniczki, och, ach.
Z zewsząd atakują rowery - są ich miliony, i tych stojących i jadących, trzeba bardzo uważać, bo pieszy są tam chyba jednak gorszym gatunkiem.
Wypatrzyłam oczywiście 2 sklepy z tkaninami patchworkowymi, ale ceny w nich można było uznać, delikatnie mówiąc, za zaporowe - te małe paczuszki na zdjęciu kosztowały ponad 17 euro.
Ślicznie było, ale jednak nie jest to miasto do zwiedzania z dziećmi (zwłaszcza takimi jeszcze w wózkach), kawiarenki i restauracje przy kanałach są urocze, ale zawsze coś przeszkadzało - a to za ciasno, by siadły 4 osoby i wózek, a to palą wokół papierosy, a to byliśmy za blisko palarni kawy i jej słodkiego aromatu.
Teraz fragment wyłącznie dla poznaniaków.
Tak w związku z PEKą:
1. W Amsterdamie można mieć kupić kartę typu PEKA oraz bilety jednorazowe. Tych ostatnich jest niewiele typów - jednorazowe, 24-godzinne i (o ile dobrze pamiętam) 48-godzinne. Strona internetowa twierdzi, że są zniżki dla dzieci, jednak nie udało nam się kupić takich biletów ani w kiosku ani w tramwaju, sprzedawcy uparcie twierdzili, że takiej opcji nie ma. A w tramwaju siedzi specjalna osoba do sprzedawania i kontroli biletów.
2. Bilety odpikuje się przy wejściu i wyjściu. To drugie odpiknięcie jest zresztą konieczne, by otworzyć bramkę pozwalającą wyjść z tramwaju. Jak to się sprawdza w tłumie w godzinach szczytu - nie wiem.
Ja celowo odpuściłam Amsterdam z dzieckiem, bo kanały. Mam okropne wizje dziecka wpadającego do wody, bo się potknęło, nie zauważyło itp. Straszna fobia.
OdpowiedzUsuńJa miałam wizję wpadającego dziecka w wózku.
Usuń