poniedziałek, 6 stycznia 2014
No i skończyło się rumakowanie
Jutro, po 1,5 roku w domu, w tym 15 miesiącach z H. (nie, nie nazwę tego siedzeniem w domu) wracam do pracy. Sama praca problemem nie jest, po kilkunastu latach przyzwyczaiłam się, mam swoje miejsce w machinie i dobrze mi z tym. Boję się za to tego całego bałaganu związanego z rannym wstawaniem, wyszykowaniem i zawiezieniem dzieci do żłobka i szkoły. Żłobek prywatny, ale w idealnym miejscu w układzie dom-praca i jak na razid sprawia dobre wrażenie. Największym problemem jest tu Ulica, niemal non stop zakorkowana. Do Maćkowego przedszkola (cały kiometr od domu) jechaliśmy kiedyś 40 minut. I nie da się tego obejść. Pieszo odpada, choć i do szkoły i do żłobka da się, bo muszę potem do pracy. Rower odpada, bo do mojego nie przyczepię fotelika. Autobusem bez sensu. Odkąd mieszkam w Poznaniu, słyszę o budowie Nowejulicy, nawet jakieś plany widziałam z 10 lat temu. Ale urzędnicy cały czas się zastanawiają, jak to jeszcze skomplikować. Może tramwaj puścić? A może trolejbus (wtf?)? A w ogóle to po, przecież są inne wydatki, ludzie się już do tych korków przyzwyczaili, nie będziemy im psuć codzienej rutyny. A kij wam w oko.
Etykiety:
życie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz