Drugi dzień pracy, godzina 12. Telefon ze żłobka, że H. ma gorączkę i z trudem oddycha. Szybka jazda do lekarza. Zapalenie oskrzeli, prawie 2 tygodnie zwolnienia. Yeah!
Narzekałam kiedyś na naszą przychodnię. Dziś zaskoczyłam się bardzo pozytywnie. Poszłam do rejestracji, pokazałam, że dziecko ledwo oddycha, po dwóch minutach z gabinetu wyszła lekarka (przyjmowała akurat dzieci zdrowe), wzięła nas do innego gabinetu, osłuchała, wypisała receptę i kazała pędem lecieć do szpitala na rtg, czy tam aby w płucach nic nie ma. Nie było na szczęście. Pędem, bo skoro rano był tylko katar i suche pokasływanie, a w południe gruźliczy charkot, to nie wiadomo, jak to szybko może pójść dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz