wtorek, 22 stycznia 2013

Ian Rankin, Martwe dusze

Przyjaciel - który miał wszystko, sukcesy, piękną żonę, śliczną córeczkę - inspektora detektywa Johna Rebusa popełnia samobójstwo. Zwolniony z więzienia pedofil zostaje przez opiekę społeczną zakwaterowany w dość nieciekawej dzielnicy Edynburga, a Rebus napuszcza na niego dziennikarzy, co kończy się buntem mieszkańców, a w efekcie spaleniem mieszkania i tajemniczą śmiercią zaszczutego chłopaka. Nagonka przybiera na sile, gdy ginie chłopiec z sąsiedztwa, a pedofila nie usprawiedliwia fakt, że sam w dzieciństwie był molestowany przez opiekunów w domu dziecka.
Do Rebusa zgłasza się kolega z czasów szkolnych i prosi o pomoc w poszukiwaniach zaginionego syna. Żeby tego było mało, ze Stanów wraca seryjny morderca, który z jakiegoś, sobie tylko znanego powodu, postanowił uprzykrzyć Rebusowi życie. Uprzykrza zarówno jemu, jak i paru innym bliskim osobom i, jak to psychopacie, wydaje mu się to sprawiać przyjemność.
Wątki okazują się ze sobą powiązane, a motywy działań dość zaskakujące, ci źli wcale tacy źli nie są, natomiast ci ze świecznika bywają różni. Rebus mocno zmęczony życiem, nieco przypominający mi Wallandera, tylko bardziej nadużywający alkoholu, zdaje się nie mieć wyrzutów sumienia uruchamiając nagonkę na pedofila.
W tle, ale takim dość wyraźnym i istotnym dla akcji, Edynburg. Zarówno od strony pubów (tak, jak go chyba najlepiej zna Rebus), jak i Holyrood Park, miejsca ulubionego zarówno przez spacerowiczów, jak i morderców i samobójców. Zdecydowanie polecam czytanie z mapami google'a pod ręką.
Rankin to mistrz obserwacji (Kurtki levi wyglądają ekstra, tylko jak są rozpięte.), opisów mozolnego śledztwa i nudnego życia, szczegółów, które w innym wykonaniu pewnie by nużyły, a w jego sprawiają, że pisze jedna z lepszych kryminałów ostatnich lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz