niedziela, 28 kwietnia 2013

Henning Mankell, Powrót nauczyciela tańca

W zimnym, mało zamieszkanym, ponurym zakątku Szwecji zostaje brutalnie zamordowany emerytowany policjant Herbert Molin. Śmierć nie jest przypadkowa, wygląda na zaplanowaną, a krwawe ślady na podłodze układające się w kroki tanga zwiększają tylko makabrę. Na miejsce przybywa - prywatnie, bo chwilowo na urlopie zdrowotnym - Stefan Lindman (tak, ten od Wallandera) i próbując nie przeszkadzać policji, pomaga w rozwiązaniu zagadki. Pomaga zresztą dość niekonwencjonalnie jak na policjanta, co i rusz łamiąc prawo. Wkrótce ginie sąsiad pierwszej ofiary, a na jaw wychodzi nazistowska przeszłość Molina. Lokalna policja, nieprzywykła do takich spraw trochę chciałaby pomocy Lindmana, a trochę nie chce, by obcy, do tego nawet nie na służbie, plątał im się po rejonie. Wątek faszystowski jest tu wiodący, zarówno w aspekcie historycznym, jak i współczesnym z odradzającymi się takimi ruchami na świecie. A że to już kolejna, po Stiegu Larssonie i Camilli Läkberg powieść z wątkami skrajnej prawicy w Szwecji, zaczynam myśleć, że pewnie stanowi to u nich problem.

Ze smaczków to Polka o imieniu Helena w stałym, uczuciowym związku z Lindmanem oraz policjant o imieniu Giuseppe.

Lubię, gdy nawet fikcja dzieje się w konkretnych miejscach (a Mankell ma talent do wykorzystywania okoliczności miejsc i przyrody do swoich celów), a jeśli okazuje się, że te konkretne miejsca są w innym kraju, a ja tam byłam, to przyjemność jeszcze większa, nawet jeśli jest to tylko Kalmar i most na Olandię. Most jest na tyle malowniczy, że Mankell użył go również w jednej powieści o Wallanderze (nie pamiętam niestety, której).



Tak naprawdę podjazd jest dość łagodny, odległość zrobiła swoje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz