Jest. Jeden. Na dole. I nie jest to już takie białe coś pod dziąsłem, ale żywy kawałek wywleczonego na światło dzienne zęba.
Tylko wcale mnie to nie cieszy. Po co mu zęby, jak przez najbliższe kilka miesięcy jeszcze ich nie użyje? Tzn. użyje, ale nie w takim celu, w jakim zęby powinny być. Gryzienie matki nie jest dobre.
M. zresztą też ostatnio (dopiero, bo już po 6. urodzinach) wyrósł pierwszy stały ząb. Gdy mleczak był już prawie na wylocie, M. opowiada, jak to na treningu:
- ... poczułem taki słodki soczek przy tym zębie.
Nie mieliśmy sumienia powiedzieć mu, czym był ten soczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz