wtorek, 23 lipca 2013

poniedziałek, 15 lipca 2013

Dwie rozmowy

Rozmowa pierwsza
- Jak ma na imię?
- Hugo.
- Kuba?
- Nie, Hugo.
- yyy???
- Mówimy na niego Huguś - brnę.
- Kubuś?
- Nie, Huguś.
- yyy???

Rozmowa druga
- Jak ma na imię?
- Hugo.
- Ładne imię, mam do niego sentyment, bo chodziłem do liceum, które założył Hugo Kołłątaj.
- Był jeszcze Steinhaus, matematyk.
- Tak, wiem. Steinhaus, Banach, lwowska szkoła matematyczna...

czwartek, 11 lipca 2013

O staniu na głowie

Poradniki nic nie mówią o staniu na głowie, jako kolejnym etapie osiągnięć niemowlęcia. Ale H. to najwyraźniej lubi.



poniedziałek, 8 lipca 2013

A było tak pięknie

Mimo, iż było mi dane wejść tylko na Śnieżkę, odpoczęłam, napatrzyłam się, nawdychałam świeżego powietrza, objadłam serków nienazywanych tu oscypkami. 


Stylizacja potrawy by M.


Kot sąsiadów.




Widok z salonu.

I z tarasu.

Ewakuacja przed deszczem na nasz taras.

O prysznicu

P. przeczytał mojego bloga i ze smutkiem stwierdził, że tam, gdzie ja pisałam, że -śmy, to tak naprawdę on. Zatem dziś uczciwie podaję patent, który on, P., mąż mój, wymyślił, by wykąpać się lub dziecko, również niemowlę w brodziku prysznica używanego przez wiele osób tak, by nie narażać się na kontakt z pleśnią, grzybami i brudami wszelkimi. Otóż kupujemy w supermarkecie za całe 6.99 matę, taką do karimaty podobną, tniemy do wielkości brodzika (pamiętając o otworze na odpływ oczywiście) i bezpiecznie możemy nawet dziecko na tym położyć. Proste, prawda?

czwartek, 4 lipca 2013

O prawach rynku

Nie oszukujmy się, wejście na Śnieżkę to żaden wyczyn (zwłaszcza jeśli wcześniej wjechało na Kopę. Droga jest szeroka, równa, a kamienie lepiej ułożone niż na poznańskim Starym Rynku. Wielka mnogość ludzi w tenisówkach i sandałach zdaje się to potwierdzać. Nie miałam zbytnio czasu szukać obcasów, ale nie wykluczam, że i takie by się znalazły.
Restauracja na Śnieżce nie ma już nic wspólnego z typowym schroniskiem górskim, wrzątku nie dają i nawet własnych kanapek zjeść nie można. Ja rozumiem, że na takiej wysokości musi być drogo, ale niech będzie chociaż dobrze. Potrawy zupełnie z nie mojej bajki (szaszłyki z karkówki, golonka i te klimaty), a ceny, delikatnie mówiąc, zaporowe. 16 zł za talerz najbardziej lurowatej zupy gulaszowej, jaką w życiu jadłam. 3 skrawki, bo to nawet nie były kawałki, tylko skrawki, jakby mięso statro na tarce, mięsa. Gdybym wiedziała, to bym se te kanapki przyniosła i na kamieniu przysiadła i zjadła. A w masowych jadłodajniach dobrą i gęstą zupę gulaszową dają, jadłam taką na świnoujskiej promenadzie.

środa, 3 lipca 2013

Z gatunku ekstremalnych


Niby porządnie do mnie przywiązany, niby wszystko pod kontrolą, ale gdy w trakcie stwierdził, że fajnie jest mamie paznokcie w buźkę powbijać i najchętniej, to by wstał i poszedł, lekka panika mnie dopadła.